sobota, 20 października 2012

Proces - Franz Kafka * * *

Witajcie, kochani! Obniżona częstotliwość mojej obecności na blogu nie pozostaje dłużej nieuzasadniona - coroczny początek roku akademickiego niezmiennie wiąże się z mocno okrojoną ilością czasu, którego ciągle zbyt mało, a co za tym (za kierunkiem) idzie - drastycznie wzrasta ilość książek, które przychodzi mi czytać wedle odgórnego zalecenia, a nie kierowana wyborem własnym. Od jakiegoś czasu powtarzam, że w moich polonistycznych studiach rozsmakowuję się co raz bardziej, w miarę ich trwania. Zdania nie zmieniam, choć bywają czytelnicze pozycje, które na długie tygodnie zatruwają mi życie. Tak było właśnie tym razem - "Proces" Kafki, europejskie dzieło naszpikowane miliardem możliwości interpretacyjnych, trawiłam z wyjątkowym oporem. Wraz z nieszczęsnym "Procesem" chciałabym jednocześnie rozpocząć  kolejny cykl, który w najbliższym czasie z pewnością zagości na blogu regularnie, a mianowicie: "(Nie)przymusowe klasyki" (niepotrzebne skreślić). Z pewnością znajdą się tacy, którzy za tak radykalną niechęć do Kafki jednoznacznie mnie zlinczują, postaram się jednak odważnie hołdować zasadzie "odbrązawiania wielkich" i nie twierdzić uparcie, że "Proces" wielkim dziełem jest, bo jest. Z pewnością drzemie w nim ogromny potencjał, geniusz Kafki daje o sobie znać w wielu momentach, jak choćby w samym naszkicowaniu postaci głównego, absurdalnego do szpiku kości bohatera - Józefa K. , everymana, człowieka uwikłanego w proces, którego nie powinno być, uznanym winnym - choć żadnej winy nie było. Wielkim atutem jest również atmosfera, która towarzyszy książce, podczas całego, długotrwałego w moim przypadku, procesu czytania. Nie polubiłam K., ani na moment nie wzbudził mojej sympatii, świetnie natomiast udawało mu się mnie zirytować lub zniechęcić - kolejny raz do siebie samego. Przeczytałam kiedyś, że jeżeli tekst kultury wzbudza w odbiorcy jakiekolwiek emocje - nawet te najbardziej negatywne, to już jest to dla niego ogromnym sukcesem. Wszystko jest bowiem lepsze od ambiwalencji. Panie Kafka, gratuluję! I szanuję, wbrew pozorom kawał Pana roboty, jednak - uprzejmie mówię: nie, dziękuję!

PS: Pamiętam Justynko o Twojej prośbie i obiecuję, że kolejna recenzja będzie dłuższa. Mimo wszystko, przyjemniej jest pisać o czymś, co wzbudziło bardziej pozytywne odczucia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz