środa, 3 października 2012

Drzewo morwowe - Tomasz Białkowski * * * *

Moje doświadczenie z polskim kryminałem nie jest zbyt obfite więc, co za tym idzie, niemałych trudności nastręcza mi jakakolwiek próba zestawiania "Drzewa morwowego" z czymkolwiek na tle współczesnego polskiego rynku książek kryminalnych. Recenzja toteż będzie nieco wyrwana z kontekstu, a być może przez to jeszcze bardziej subiektywna. Zachęcająca okładka nawiązująca do motywu przewodniego całej opowieści zmonopolizowała moją uwagę i niechybnie sprawiła, że przedłożyłam powieść pana Białkowskiego ponad inne z mojego obecnego stosiku pozycji do przeczytania. Zostaje tutaj oto zaserwowana czytelnikowi opowieść naszpikowana kontrowersyjnymi elementami fabuły, które zebrane w tak dużej ilości w jednym miejscu, dają stopniowo co raz silniejsze wrażenie "szycia historii grubymi nićmi". Znajdziemy tutaj bowiem zarówno księdza zrzucającego sutannę dla ukochanej kobiety, tajne historyczne bractwo, seksualne orgie, odniesienia biblijne, a to wszystko okraszone ogromną ilością drastycznych i krwawych szczegółów. Kiedy zaczynałam lekturę "Drzewa morwowego", przyznaję że moje nadzieje i oczekiwania były spore - historia zarysowywała się interesująco, bohater również niczego sobie - mężczyzna nieco zblazowany, irytujący, jednak skupiający uwagę. Co raz gorzej rzecz miała się w miarę czytania. Opowieść stopniowo bladła, niektóre rozwiązania wydawały się niemalże znajdowane na siłę, a bohaterowie raz po raz tracili wiarygodność. Całości nie uratowało nawet zakończenie, często będące przyjemną niespodzianką po nie dość wysublimowanej lekturze. Nie tym razem jednak... Dodaję 4 gwiazdki, gdyż mimo wszystko uważam, że Tomek Białkowski ma potencjał, a książkę warto znać (zważając choćby na ogromną ilość pozytywnych opinii dotyczących pozostałych dzieł tegoż autora, do których z pewnością wrócę). 

Trzymajcie się ciepło, nie chorujcie na jesienne przeziębienia (które mnie właśnie dopadło!) :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz